Jednym z największych wyzwań, przed jakim stanęła oświata na Litwie, jest coraz bardziej dający się we znaki brak nauczycieli – przekonuje Walery Jagliński, dyrektor Gimnazjum im. Szymona Konarskiego w Wilnie. Czy szkolnictwu na Litwie grozi sytuacja, gdy szkoły będą świecić pustkami z powodu braku nie uczniów, a pedagogów, czy zamiast nauczycieli, dzieci w klasach będą uczyć przez zabawę performerzy, rozmawiamy z Walerym Jaglińskim.
Witold Janczys: Panie Walery, co zachęciło pana do wyboru zawodu nauczyciela?
Walery Jagliński: Wyszło to dość spontanicznie, ponieważ kończąc szkołę jakoś nie zastanawiałam się nad karierą nauczyciela. Trzeba wziąć pod uwagę, że w tamtych czasach, gdy kończyłem szkołę, rozpoczęła się transformacja społeczeństwa i kraju. Rozpadł się Związek Sowiecki, były to pierwsze lata, gdy Litwa stała się niezależna, wielu ówczesnych maturzystów w ogóle zastanawiało się, czy studia wyższe są jeszcze potrzebne czy być może lepiej zająć się handlem i mieć z tego większy pożytek niż ze studiów. Wówczas nie było Internetu, skąd można byłoby się dowiedzieć, gdzie, jak, kiedy i na jakich warunkach można podjąć studia na uczelniach wyższych. Tak tę decyzję podjąć było trudno, ale los jakoś tak mną pokierował… byłem dobry z matematyki, dostałem się na Wileński Uniwersytet Pedagogiczny i rozpocząłem tam studia na Wydziale Matematyki i Informatyki. I wtedy, i teraz jestem zadowolony ze swojego wyboru.
Sam Pan wspomniał, że czasy były trudne, jak na Pana decyzję, aby studiować matematykę na Uniwersytecie pedagogicznym zareagowali rodzice? Czy nie namawiali właśnie, aby zająć się biznesem, czy w ogóle spróbować sił w nauce innego zawodu?
Rodzice przede wszystkim mówili, żebym ukończył studia wyższe. Nie będę się bronił, przyznam, że próbowałem dostać się na prawo, ale z powodu braku informacji odpowiednio się nie przygotowałem i… nie udało mi się zostać prawnikiem. Wiem, że rodzice na pewno by się ucieszyli, gdybym dostał się na prawo, ale nie ma co skrywać, byli również zadowoleni z tego, że studiuję na uniwersytecie pedagogicznym. No i stało się, mamy jednego nauczyciela więcej, a jednego prawnika mniej.
Pamięta Pan tę chwilę, gdy po raz pierwszy przekroczył próg klasy?
Bardzo dobrze, że podczas studiów, studenci mogą odbywać praktyki nauczycielskie i odpowiednio się przygotować do pracy w szkole. W takim wypadku student prowadzi lekcje pod nadzorem nauczyciela, a po przeprowadzonej lekcji może wysłuchać jego porad, otrzymać odpowiednie uwagi. Na szczęście po tych praktykach miałem już pewien bagaż doświadczenia nauczycielskiego i wiedziałem, w jakiej sytuacji i jak się trzeba zachować, szczególnie, że praktyką kierował tak doświadczony nauczyciel jak pani Irena Sławińska. Wracając jednak do tamtej chwili, gdy po raz pierwszy prowadziłem lekcję, przyznam, że oczywiście to duży stres, na szczęście się nie wypaliłem, a im dalej, tym bardziej było ciekawiej i łatwiej szło.
Co by Pan poradził młodym ludziom, którzy w naszych czasach chcieliby podjąć studia pedagogiczne i pracować w szkole?
Dostać się na studia pedagogiczne obecnie nie jest aż tak trudno i jest mi trochę przykro z tego powodu. Tymczasem w krajach skandynawskich, z tego co wiem, żeby dostać się na studia pedagogiczne trzeba naprawdę się postarać, złożyć testy, w tym również psychologiczne, aby udowodnić, że masz odpowiednie predyspozycje do pracy nauczyciela. Mnie osobiście brakuje podobnego systemu u nas, bo szczerze mówiąc, nie wszyscy, którzy kończą studia pedagogiczne na Litwie, nadają się do pracy na posadzie nauczyciela. Być nauczycielem naprawdę nie jest łatwo – to jest stały kontakt z uczniami, to jest ciągłe podejmowanie decyzji w zmieniającym się otoczeniu, to nie jest taka praca, którą po prostu bierze się i wykonuje. Potrzebna jest ciągła kreatywność, ciągle rozwiązywanie problemów, więc to naprawdę musiałaby być osoba z powołaniem.
Panie Walery, jest Pan dyrektorem, ale nie rezygnuje również z pracy nauczyciela. Kto jest górą, dyrektor Walery Jagliński czy nauczyciel Walery Jagliński?
Dotychczas zachowałem sobie kilka lekcji, ponieważ chciałbym utrzymać nadal kontakt z dziećmi i wiedzieć, co ich interesuje i czym się zajmują. Nie chcę być tylko dyrektorem i nie chcę być tylko szefem administracji szkoły. Wolę być jak najbliżej tych problemów, z którymi zmagają się uczniowie i sami nauczyciele. Wiem, że ostatnio mówi się, że dyrektorem szkoły może być osoba bez wykształcenia pedagogicznego, ktoś ze strony, być może jakieś menadżer czy kierownik zakładu, nic bardziej mylnego! Szkoła jednak nie jest spółką, czyli jakimś zakładem pracy. Żeby skutecznie kierować pracą szkoły, dyrektor na pewno musi mieć wykształcenie pedagogiczne.
Więcej czasu w szkole spędzam jako dyrektor, więc wygląda na to, że dyrektor zwycięża. Jednak wystarczy zamknąć drzwi gabinetu, wyłączyć telefon komórkowy, wejść do klasy i już nauczyciel jest górą. Uczniowie w tych klasach, w których uczę, odbierają mnie bardziej jako nauczyciela niż jako dyrektora.
Jak Pana zdaniem zmieniła się szkoła od chwili, gdy został Pan nauczycielem?
Przede wszystkim zmienili się uczniowie i ich rodzice. Pamiętam jeszcze stanowisko moich rodziców z tych czasów, kiedy sam byłem uczniem: w tamtych czasach szkoła i nauczyciel zawsze mieli rację. Jeżeli wystąpił jakiś problem, to rodzice prawie zawsze stawali po stronie nauczyciela. I rodzice, i nauczyciele dążyli do tego, żeby dziecko otrzymało jak najwięcej wiedzy. Dzisiejsi rodzice pochodzą z pokolenia, które w końcu lat dziewięćdziesiątych czy na początku lat dwutysięcznych skończyło szkołę, pamiętam, że wtedy bardzo wielu rzeczy nie mieliśmy, żyło się raczej skromnie… moim zdaniem, jako rodzice, te osoby próbują swoim dzieciom wynagrodzić to, czego nie mieli, chcą jak najwięcej dać swoim dzieciom.
Często dzieci takich rodziców mają bardzo wiele, otrzymują zgodę na bardzo różne zachowanie, nie mówię nawet o bezstresowym wychowaniu, co też ma swoje ujemne strony. Panie redaktorze, gdy dzieci, których wychowywano bezstresowo staje się coraz więcej, mogą stać się przyczyną, która spowoduje wzrost stresu u reszty uczniów i nauczycieli. Dzieci uważają, że mogą o wiele więcej, a ich rodzice często są zapracowani i tak się staje, że to właśnie szkoła musi nie tylko nauczać dzieci, ale też przejąć obowiązki ich rodziców i wziąć na siebie odpowiedzialność za wychowanie uczniów. Jeżeli wszystko to połączymy w całość, to okaże się, że mamy dziecko, które uważa, że jest pępkiem świata i wszystko musi dookoła niego się kręcić. Pojawiła się opinia, że nauczyciel powinien tylko przekazać wiedzę, a uczeń z kolei uczyć się nie musi, bo nauka przecież wymaga wysiłku. Powstaje taka sytuacja, że uczniowie chcą przykładać minimum wysiłku, a chcą mieć maksimum efektu. Są to oczywiście poszczególne wypadki, ale dające się zauważyć.
To wszystko co się zmieniło?
Nie. Zmienił się również sposób nauczania, dobrze pamiętam, że kiedy sam byłem uczniem, nie było żadnego show w klasie. Kiedyś nauczyciele pracowali z kredą i tablicą, mieli zupełnie niezłe wyniki i nikt nie miał do nich o to zastrzeżeń, dziś się mówi, że wszystko ma się ruszać, przecież być coś kolorowe i ładne, żeby ściągnąć na siebie uwagę ucznia.
Oczywiście zmieniła się również praca nauczycieli, dzięki technologiom stała się zupełnie inna. Niegdyś nauczyciel, idąc na lekcję, musiał zebrać informację z wielu źródeł i dosłownie przynieść to ze sobą. Teraz wszystkie gabinety są wyposażone w komputery, rzutniki, niektóre w ekrany interaktywne i nauczyciel to ma już na miejscu, co nie znaczy, że tego nie trzeba wcześniej w Internecie znaleźć.
Współczesny nauczyciel musi być performerem, żeby zaciekawić uczniów?
Performer swoje show szykuje przez długi okres, tymczasem nauczyciel w trakcie dnia ma co najmniej kilka lekcji, po prostu fizycznie nie byłby w stanie przygotować do każdej lekcji takiego show. Jestem przekonany, że dobrą lekcją jest ta podczas której pracują najwięcej uczniowie, te lekcje, podczas których uczniowie ciężko pracują nad nauką, dają moim zdaniem również największe efekty.
Jak na pracę nauczyciela wpłynęła pandemia koronawirusa?
W pewnym momencie, gdy dowiedzieliśmy się, że szkoły przechodzą na zdalne nauczenia, wydało nam się, że świat się przewrócił do góry nogami. Jednak, przynajmniej w naszej szkole, byliśmy do tego przygotowani. Już mieliśmy doświadczenie z wykorzystania programów komputerowych do zdalnego nauczania i z niego skorzystaliśmy. Nauczanie zdalne, to też i sprzęt, którego dzieci z mniej majętnych rodzin czasami nie posiadają, musieliśmy więc wypożyczyć.
Wracając do tu i teraz. Co Pana zdaniem trzeba by było zrobić, żeby zawód nauczyciela odzyskał prestiż?
Już teraz, aby znaleźć nauczyciela, trzeba bardzo, bardzo się napracować, a z powodu pandemii koronawirusa wielu nauczycieli zdecydowało odejść na emeryturę. Nauczyciele matematyki, fizyki, stają się po prostu bezcenni, brakuje też nauczycieli innych przedmiotów. Może tak się wydarzyć, że będą szkoły, będą uczniowie, a nauczycieli nie będzie. Nauczyciela trzeba wykształcić, przygotować, a to wymaga czasu, więc rząd ma podjąć działania tu i teraz a nie zwlekać, jak to się dzieje przez ostatnie lata. Jeżeli chcemy zainteresować młodych ludzi, to trzeba nie tylko zaproponować im godne i wysokie wynagrodzenie, ale również podnieść prestiż zawodu.
Fot. Prywatne archiwum Walerego Jaglińskiego
Projekt został sfinansowany przez Departament Mniejszości Narodowych przy Rządzie Republiki Litewskiej