Litwę europejską, Litwę niepodległą i Litwę sowiecką łączy historia szpitala w Solecznikach, małym miasteczku na litewsko-białoruskim pograniczu. O Solecznikach, historii szpitala i o tym jak wygląda praca lekarza rozmawiamy ze Zbigniewem Siemienowiczem, chirurgiem, kierownikiem solecznickiego szpitala i Walerijem Morozowym, lekarzem rodzinnym i popularyzatorem nauki, który pochodzi z Solecznik.
Panie Zbigniewie, dlaczego pan postanowił zostać lekarzem?
Będąc dzieckiem miałem zamiłowanie do dwóch pasji: sztuki i biologii. Postanowiłem, że trzeba wybrać bardziej poważny fach związany z naukami przyrodniczymi a co za tym idzie i medycyną. Więc postanowiłem iśćna medycynę. Udało mi się to nie od razu, musiałem iść do wojska, a na studia dostałem się dopiero po ukończeniu służby w wojsku.
Co robił Zbigniew Siemienowicz w wojsku? Służył w piechocie?
Byłem felczerem, czyli saniutariuszem, czyli nadal miałem styczność z medycyną.
Nie żałował pan, że został lekarzem?
Nie, wręcz przeciwnie, lubię swoją pracę.
Jak pan trafił do szpitala w Solecznikach?
Były to lata 80-e, ja ukończyłem studia medyczne w Grodnie, lekarzy było bardzo dużo i znalezienie pracy w stolicy, było zadaniem prawie nie do rozwiązania. Nie miałem ani znajomości, ani koneksji, niemniej jednak pracowałem jako ordynator przez kilka lat w Czerwonym Krzyżu, stołecznym szpitalu. Tu do Solecznik przyjechałem po ukończeniu studiów, żeby znaleźć pracę.
Jakim wtedy był szpital?
Przecież po wojnie było tylko kilka lekarzy, część wyjechała. W Solecznikach była tylko jedna pani lekarz po wojnie. Później otworzyli szpital w pałacu Wagnerów, teraz tam się znajduje szkoła muzyczna, ale szpital rejonowy był w Ejszyszkach, był to wówczas rejon ejszyski. W 70-ych latach przeniesiono rejonowe centrum z Ejszyszek do Solecznik i wówczas, jak już wspomniałem, na 60 rocznicę rewolucji październikowej w Solecznikach otworzono duży, ładny, nowoczesny jak na tamte czasy szpital. Przyjechała młodzież i tak to działało. Na porodówce w szpitalu przyjmowano ponad 800 porodów, a teraz dział porodowy trzeba było zamknąć, liczba porodów spadła się do 150. Kolektyw był dość zgrany, szpital świadczył usługi medyczne na wysokim poziomie.
Teraz jest inaczej?
Liczba lekarzy chętnych do pracy w rejonach zmniejszyła się. Bardzo wielu pojechało na Zachód. Przewinęło się przez nasz szpital mnóstwo dobrych lekarzy, którzy w wolnym czasie uczyli się norweskiego, niemieckiego, angielskiego. Wszyscy oni wyjechali na Zachód. Niepewność jutra sprawiła, że medycyna w rejonach stała się o wiele bardziej problematyczna niż kiedyś.
Rozmawiamy o szpitalu, a jak się zmieniły Soleczniki?
W czasach mojego dzieciństwa Soleczniki były dużą wioską. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości wiele zmieniło się na lepsze. Miasteczko, można nawet powiedzieć miasto wygląda schludnie, coraz bardziej zagospodarowane. Wszędzie jest porządek, odbywają się koncerty, tętni życie kulturalne, sportowe.
A pacjenci, których przyjmuje szpital?
Przede wszystkim stali się stali się starsi.
***
Kolejnym naszym rozmówcą jest Walerii Morozow. Walerii Morozow jest znanym popularyzatorem nauki i lekarzem rodzinnym, mniej wiadomo, że lekarz urodził się w Solecznikach, ukończył tam szkołę i właśnie tam rozpoczęła się jego kariera, mimo że mieszka i pracuje w Wilnie, do rodzinnego miasteczka, jak sam mówi – wraca. Z Morozowym rozmawiamy o Solecznikach, mieszkańcach miasteczka oraz o solecznickim szpitalu.
Jakim miasteczkiem były Soleczniki w czasach, gdy pan ukończył szkolę?
Wtedy młodzież starała się stamtąd uciec, nie było żadnych perspektyw, trzeba było wyjechać, żeby przeżyć. Później po jakimś czasie, wielu z tych, którzy wyjechali, w poszukiwaniu lepszego życia, wrócili. Jestem przekonany, że obecnie miasteczko jest o wiele bardziej miłe, przyjazne i ma przed sobą o niebo lepsze perspektywy niż np. w roku 1996.
Pracował pan w solecznickim szpitalu?
Nie tylko byłem jego pracownikiem, ale również w kilku momentach, tak samo jak wielu mieszkańców Solecznik, byłem też pacjentem szpitala. Rozpoczynając od trzeciego roku studiów, a więc chyba z 2000 roku, co roku latem odbywałem tam praktykę. Praktykę, rozpoczynając od przychodni lekarskiej i do wydziałów w szpitalu. W 2004 roku, już będąc ordynatorem, pracowałem tam od rana do wieczora.
Skąd u absolwenta szkoły w Solecznikach pojawił się pomysł zostać lekarzem?
Szkołę ukończyłem w końcu lat 90-ych, był to okres przemian ustrojowych, łatwo nie było. Wybór przyszłego zawodu, przed którym stanąłem był raczej skromny: Akademia Policji, do której dostała się większość moich rówieśników albo medycyna. Wynagrodzenie w innym zawodach, na tamten czas było łagodnie mówiąc mało atrakcyjne, z wątpliwą perspektywą na przyszłą karierę.
Nie żałował pan tego, że postanowił zostać lekarzem, a nie policjantem?
Powiem tak, że był taki czas, że rozważałem, nad tym – rzucić studia i iść pracować na budowę czy nie. Ba, nawet już po ukończeniu studiów, będąc dyplomowanym lekarzem, razem z ojcem musiałem pracować na budowie, żeby zarobić na życie. Gdy w 2008 roku w Litwę uderzył międzynarodowy kryzys finansowy, wówczas omal nie wyjechałem do Skandynawii, bardziej precyzyjnie mówiąc do Szwecji.
Pacjenci w szpitalu w Solecznikach i ci z dużego miasta. Czy się różnią?
Mieszkańcy regionów, są o wiele bardziej przyjaźnie nastawieni wobec lekarzy. Mieszkańcy dużych miast mają zupełnie inne podejście, mają o wiele bardziej wyrozumiały i przyjazny stosunek do lekarzy.
Spotkał się pan z tym, że pacjent lepiej wie od lekarza na co jest chory?
Tu się niczego nie zmieniło. Chorzy nadal są przekonani, że lepiej wiedzą co im jest i czym ich trzeba leczyć, niż jakiś tam lekarz. Właśnie dlatego mówię, że w regionach, pacjenci moim zdaniem bardziej ufają lekarzom, w Wilnie jest tak: „sąsiad powiedział na co choruję”, „znalazłem w Internecie na co dokładnie choruję” czy „po prostu przeczytał”. Miałem nawet taki przypadek, że u mnie się pojawił chory, w mocno starszym wieku, trzymając w dłoni wycinek z gazety i oświadczył „proszę pana, tu jest opisany przypadek mojej choroby, wszystko co pan musi zrobić to wypisać mi recept”. W żaden sposób nie chciał zrozumieć, dlaczego nie chciałem wypisać mu tego recepta, którego się domagał, był przekonany, że przynosząc wycinek z gazety zaoszczędził mi mnóstwo pracy.
Często pan wraca do Solecznik?
Ostatnio trochę rzadziej, rodzina, praca, dzieci, koledzy – są w Wilnie. Do Solecznik wpadam, żeby odwiedzić rodziców.
Pana zdaniem, jaka przyszłość czeka regionalne szpitale?
Jeżeli mówimy o najprostszych, podstawowych usługach medycznych, najlepiej jest, gdyby one były świadczone na miejscu w regionalnym szpitalu. Tak żeby nie było trzeba tracić kilku godzin czy nawet dnia na dojazd do dużego miasta. Niemniej, jeżeli rozmawiamy o jakichś poważnych operacjach czy zabiegach lekarskich to oczywiste, że najlepiej mogą je wykonywać wyspecjalizowane placówki medyczne z odpowiednio do tego przeszkolonym i wykwalifikowanym personelem medycznym.
Często pan wraca do Solecznik?
Ostatnio trochę rzadziej, rodzina, praca, dzieci, koledzy – są w Wilnie. Do Solecznik wpadam, żeby odwiedzić rodziców.